SOSNA
Mały kontur statku gdzieś na horyzoncie
Przysłania czasami szary wzgórek fali,
A za widnokręgiem płonie jeszcze słońce
Czerwone promienie giną gdzieś w oddali.
Rzadkie, białe chmury po niebie leniwie
Płyną, jak, okręty co kursu nie znają
Zmierzch bliski, jak strzała na łuku cięciwie
Przecina ocean, kontury znikają...
Wysoko, samotna z przygiętym konarem
Sosna niewysoka spogląda na morze,
Korzeniem wczepiona w skośny brzeg nad jarem
Od lat wiele liczy wschodu słońca zorze.
A kiedy od morza wiatr sztormem zawyje
Na igłach osiądą krople słonej wody
Srebrnym, połyskliwym szronem je pokryje
Zegnie się w ukłonie czekając pogody.
Nikt nie wie od kiedy sosna tutaj rośnie
Na morze się patrzy pewnie od lat wielu,
Czy to na jesieni, czy w słonecznej wiośnie
Urokiem zadziwia, jak wszystko na Helu.